Zakup samochodu to wydatek, który w mało którym rodzinnym budżecie przejdzie niezauważony. To inwestycja na kilka, a często kilkanaście lat – dlatego warto dobrze ją przemyśleć.
Rynek pierwotny, podobnie zresztą jak wtórny, nigdy wcześniej nie był tak zróżnicowany jak obecnie. Wydawałoby się, że przy tak ogromnej konkurencji producenci nie mogą pozwolić sobie na wpadki. Każdy jednak, kto uważnie śledzi wydarzenia motoryzacyjnego świata, doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jak bardzo mylne to założenie. Wpadki bywają spektakularne – jak zawodzący podczas testów system automatycznego hamowania w Volvo – ale najczęściej są po prostu kosztowne. Przy czym częściej niż oni sami, koszty błędów producentów ponosimy my, użytkownicy.
Wychodzimy z założenia, że przy eksploatacji zgodnej z zaleceniami samochód powinien służyć bezproblemowo przez wiele lat i wieleset tysięcy kilometrów. Wadliwe konstrukcje, pozorne oszczędności, sprzeczne z logiką zalecenia (jak stosowanie olejów typu Long Life) skutecznie torpedują te plany. Jak zatem ustrzec się błędu, skoro nawet przestrzeganie zaleceń producenta nie gwarantuje sukcesu?
Zakup nowego samochodu w salonie wydaje się kosztowny, ale też stosunkowo bezpieczny – o ile tylko nie planujemy jeździć nim dłużej niż przewiduje okres gwarancyjny. Przez pierwsze lata ryzyko znajduje się głównie po stronie producenta. Niestety na luksus regularnej wymiany auta na nowe niewielu może sobie pozwolić. Co więc mają zrobić ci, którzy wymarzonym samochodem chcieliby cieszyć się dłużej? Przede wszystkim bardzo dobrze przemyśleć zakup.
Wybierając auto, lepiej odłożyć na bok foldery reklamowe producentów, podobnie jak sponsorowane artykuły w zaprzyjaźnionych mediach. Więcej przyniesie wertowanie forów internetowych i grup zrzeszających użytkowników pojazdów danych marek. Będzie to zadanie czasochłonne, ale opłacalne – bo nikt nie wie o swoich samochodach więcej niż ich faktyczni użytkownicy. Internetowe fora bywają zawodne w przypadku rozwiązywania problemów, ale w kwestii ich sygnalizowania można na nich polegać.
Przy obecnym tempie wprowadzania samochodów do sprzedaży nie jest fizycznie możliwe, by nowe technologie były w pełni dopracowane. Stąd ujawniające się w miarę eksploatacji problemy – jak choćby z pękającymi głowicami silników 2,0 TDI, które narobiły niemałych problemów grupie Volkswagena. Potrzeba było przynajmniej trzech lat zanim problem udało się wyeliminować. Podobnie było z pierwszymi silnikami benzynowymi spod znaku TSI i TFSI, które pochłaniały ogromne ilości oleju, co w konsekwencji prowadziło również do odkładania się nagaru, skutkującego poważnymi awariami.
Naturalną rzeczą w przypadku samochodów wprowadzanych na rynek są sympatycznie określane „choroby wieku dziecięcego”, czyli usterki, którym nie udało się zapobiec na etapie projektowym. Wówczas na większe zmiany trzeba zwykle czekać do face liftingu. Mimo że więc te najnowsze, najbardziej innowacyjne modele kuszą, to jednak ich zakup obarczony jest większym ryzykiem. Lepszym pomysłem będzie odczekanie kilku lat i sięgnięcie po taki samochód, którego producent zdążył już wyeliminować istotne problemy.
Oto kilka wybranych aut, od których lepiej trzymać się z daleka:
Powyższa lista obejmuje tylko te najbardziej popularne modele i najgłośniejsze wpadki ich producentów. Nie jest natomiast wyczerpująca, bo wszystkich samochodów, jakich należałoby unikać, wymienić nie sposób. Błędów nie popełnia tylko ten, kto nic nie robi. Nie dziwmy się więc, że przytrafiają się również konstruktorom aut.
Miejmy tego świadomość i uczmy się na doświadczeniach innych – bo w łatwy sposób, samą tylko przezornością, można zaoszczędzić sobie wydatków opiewających na kilka, kilkanaście, a niekiedy nawet i kilkadziesiąt tysięcy złotych!